poniedziałek, 30 lipca 2018

Węgry - dziecięcy raj

A było to tak ...

- To gdzie jedziemy w tym roku na wakacje ?
-  Tam gdzie zawsze - Wyspa Sobieszewska, po drodze camping by Młody spotkał się z przyjacielem nad jeziorem.
- Prognozy nie są optymistyczne, będzie lać i burze
- Hmmm to może Węgry, blisko a jednak już zagranica o czym marzył Młody
- Ok to Węgry

Na kilka dni przed wyjazdem nie do końca jednak wierzyliśmy w to. No nic jak się nie uda to do domu za 2 dni.
Spakowani wyruszamy, a jako że na Węgry dotarlibyśmy wieczorem lub nocą rezerwujemy przystanek w Rymanowie. 

Pierwszy camping w Bogacs traktujemy również jako bazę wypadową. Wszystko super - udaje nam się jeszcze rozbić w cieniu (później to już prawdziwy sukces). Namiot na namiocie co drugi polski, w basenach w ciągu dnia tłum. Dlatego uciekamy na wycieczki - do Egeru (niestety do Decathlonu po nowy materac), nad wodospad Szalajka i do zoo. O wycieczkach za chwilę.
W ramach opłaty za camping mamy możliwość korzystania z basenów przez cały dzień. Niestety dla dzieci dość mało atrakcji. Oczywiście są zjeżdżalnie duże od 120cm wzrostu ale nasze dzieci ... jeszcze za małe. Z resztą Młody boi się również na piłce, więc wieczorami tylko nurkuje w dużym basenie.


Wycieczka do Egeru w którym odkrywamy przede wszystkim Decathlon, zbawienie dla Taty po nieprzespanej nocy. A później idziemy do kościoła Minorytów do solnej Świętej Kingi. Gorący dzień chłodzimy a raczej Młodzi chłodzą w fontannach.




Wycieczka do zoo w Nyíregyházi. Planowaliśmy pojechać na pokaz papug, ale trafiliśmy na pokaz fok. Rewelacyjny. Zoo dość duże choć słabo oznakowane. Młoda marudzi ze zmęczenia, Młody wyczuwa nadchodzącą burzę. Ale po niej już wszystko idzie wspaniale. Trafiamy również do zagrody zwierząt udomowionych gdzie można karmić i głaskać. Super. Koza próbuje pożreć sukienkę Młodej.




Wycieczkę nad wodospad Szalajka zaczynamy w Szilvásvárad. Jeździ tam kolejka wąskotorowa. Dzieci są szczęśliwe bo wreszcie nie muszą chodzić. W drodze powrotnej również nie marudzą bo idziemy wzdłuż potoczku i ciągle jest coś interesującego. Po drodze mijamy Muzeum Leśne.










A na koniec zagroda z danielami.


W Bogacs niedaleko campingu jest jezioro ciche i spokojne, do połowu ryb nie do kąpieli.



Przed samym wyjazdem zahaczamy o Muzeum Matyo w Mezőkövesd. Hafty ludowe zostały w 2012 r. wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO więc warto odwiedzić to miejsce i zakupić pamiątki.



Budapeszt zwiedzamy z placu zabaw na plac zabaw. Camping w samym środku miasta, dobra lokalizacja, blisko metro i tramwaj.
Budapeszt przywitał nas dość niefortunnie - mandatem, dlatego jak wybierzecie camping Haller od razu wjeżdżajcie na niego. Poza tym wiatr utrudniający rozstawienie namiotu. Camping OK, Wifi, toalety czyste, nawet pralki, suszarki i lodówka.
Budapeszt to raj dla dzieci. My przemieszczaliśmy się z placu zabaw na plac zabaw. Pierwszego dnia wykupiliśmy bilet na 72godziny i wszędzie poruszaliśmy się komunikacją miejską - szczególnie po Dunaju tramwajem wodnym. Oczywiście Młody dawał nieźle w kość i na każdym placu zabaw ryczał - a to za głośno, a to za wysoko, a to za dużo dzieci... przy pływaniu miał chorobę morską.

A co zobaczyliśmy - cel 1 wejść na Górę Gellerta, z której rozciąga się przepiękna panorama Budapesztu.





Po drodze lub w bliskiej odległości były 3 place zabaw.
Pierwszy to głównie zjeżdżalnie różne, różniste. Wspaniała zabawa ale głośno bo dzieci dużo.



Drugi na który trafiliśmy, kameralny to Cerka firka. Zabawa na ołówkach.



Trzeci to VUK bardziej dla małych choć Młody znalazł szachy ale bez płaczu się nie obyło, bo inne dzieci grały.




Cel 2 - Wyspa Małgorzaty na którą dotarliśmy dwukrotnie. Wiele atrakcji bo nawet tam można skorzystać z term. Na Wyspie jest mini zoo, piękne kwiaty i aż dwa place zabaw.









Ostatni plac zabaw Kispesten na zakończenie pobytu w Budapeszcie mieścił się 4 przystanki metra od campingu. Dobrze że wzięliśmy stroje kąpielowe. Przypominał Mamutka ale był mniejszy i bezpłatny. Co tam się działo - woda, woda, woda.








Cel 3 - zjeść ale nie gotować czyli stołujemy się w Coli Bisztro. Ceny przystępne, pizza miękka, bułeczki przepyszne, w sklepie duży wybór bezglutenowych artykułów.






 I tu mieliśmy zakończyć naszą węgierską przygodę. Ale postanowiliśmy odwiedzić jeszcze jeden camping z basenami termalnymi. Jechaliśmy z obawą że nie znajdziemy dobrego miejsca na campingu. Ale .... na polu namiotowym pustka - kilka camperów, kilka przyczep, 2 namioty. Dostęp do basenów wliczony w cenę. Atrakcje dla dzieci dostosowane do wieku. Cisza i spokój i pierwszej  nocy przerażająca burza. Toalety czyste choć może nie najnowsze, kuchnia w porządku, lodówka i zamrażarka.








Polecamy Węgry dla rodzin z dziećmi.